Współpraca dla dobra Parsęty

Wywiad z Andrzejem Wołkowskim, prezesem Towarzystwa Miłośników Parsęty, organizacji niezwykle zasłużonej dla polskiej społeczności wędkarskiej.

Opowiedz, jak się to wszystko zaczęło.
W dużym skrócie: w 1994 roku w „Głosie Koszalińskim” ukazał się artykuł poświęcony starym niemieckim planom budowy na Parsęcie i jej dopływach 18 zbiorników retencyjnych. Temat niszczenia rzeki powrócił, postanowiłem więc coś z tym zrobić. Skrzyknąłem kolegów i tak właśnie zaczęła się nasza historia. Oficjalnie istniejemy od 21 lipca 1994 roku. Aby jednak móc skutecznie działać, najpierw musieliśmy zdobyć wiedzę fachową, bo tak naprawdę nie znaliśmy się wtedy na tym wszystkim. Musieliśmy się wiele nauczyć.

wolkowski1


Ilu członków liczy dziś dzisiaj Towarzystwo i jakie mają obowiązki?
Od paru lat liczba członków jest stała i waha się w granicach 60–70 osób. Członkowie mają obowiązek uczestniczyć w pracach Towarzystwa i pozostawać z nim w stałym kontakcie. Około połowa z nich mieszka poza naszym regionem, w tym kilka osób za granicą. Wszystkich jednak obowiązuje przynajmniej raz w roku obecność na walnym zebraniu (jako organizacja pożytku publicznego mamy obowiązek je przeprowadzać) oraz udział w naszej dorocznej sztandarowej imprezie, czyli Święcie Troci i Łososia. Różni się ona od innych tego typu zawodów wędkarskich m.in. tym, że uczestnicy biorą w nim udział na indywidualne zaproszenia. Ale by wystartować, wystarczy skontaktować się ze mną. Dysponujemy pewną pulą dodatkowych miejsc i wszyscy chętni są mile widziani.


Jakie są główne cele działalności Towarzystwa?
Jednym z nich jest walka z kłusownictwem na Parsęcie, a także z wszystkimi, którzy próbują zniszczyć naszą rzekę, np. przez hydrozabudowę, prowadzenie hodowli tęczaków lub norek, zatruwanie wody ściekami itd. Pierwsze działania podjęliśmy w 1996 roku jeszcze w ramach Społecznej Straży Rybackiej. Obecnie działamy w ramach straży powołanej przez PZW w Koszalinie w 1997 roku, nadal jednak wspieramy kolegów działających w SSR.


Czyli wasza działalność jest w dalszym ciągu ściśle powiązana z PZW?
Tak, choć ostatnio PZW Koszalin utracił prawa do obwodu Parsęty nr 1, w związku z czym my nie mogliśmy już na jego terenie działać jako strażnicy PZW. Mogliśmy dokonywać tylko tzw. zatrzymań obywatelskich (w momencie złapania sprawcy przestępstwa na gorącym uczynku każdy obywatel ma prawo zatrzymać go i wezwać uprawnione organa). A że od dawna dobrze współpracujemy z Policją i Strażą Graniczną, mamy z ich funkcjonariuszami bardzo dobry kontakt. Wspólnie jeździmy w teren, organizujemy akcje, np. zmieniamy się na zasadzkach przy zastawionych sieciach kłusowniczych. Gdy schwytamy kłusownika, zatrzymujemy go do czasu przybycia policji, a gdy nie może ona przyjechać, dostarczamy delikwenta na posterunek. Skłusowane ryby przekazujemy do ośrodka PZW w Białogardzie (tam mamy najbliżej), gdzie są one wyceniane i na tej podstawie ustalana jest wielkość strat, dzięki czemu policjanci mogą natychmiast postawić zarzut sprawcy. W razie potrzeby jesteśmy świadkami w sądzie; ja sam do niedawna uczestniczyłem w rozprawach jako oskarżyciel posiłkowy z ramienia PZW. Teraz praca zawodowa mi na to nie pozwala, ale zajmują się tym inne osoby. Efektem naszych działań było m.in. doprowadzenie do pierwszego w Polsce wyroku skazującego kłusownika na karę więzienia bez zawieszenia, które przez lata było praktycznie normą.
Co roku pod koniec września tuż przed okresem ochronnym dla łososiowatych starosta powiatowy z Białogardu organizuje spotkanie wszystkich zainteresowanych służb i instytucji, na którym zostaje wybrany koordynator ich działań. Od paru lat takim koordynatorem jestem ja, co można chyba uznać za dowód zaufania do naszego Towarzystwa. I to wszystko bardzo dobrze działa, nie wchodzimy sobie w drogę, tylko efektywnie współpracujemy. Naszym ważnym partnerem jest także Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty na czele z jego przewodniczącym burmistrzem Karlina panem Waldemarem Miśko.

                                    wolkowski5 wolkowski6

Efekty Waszej działalności widać. Ryb jest więcej. Kiedyś więcej było sieci w wodzie, i to zastawianych w biały dzień. Oczywiście zdarzają się jeszcze siaty, są i inne urządzenia oraz ich zwolennicy. Ale wszyscy spotykani nad wodą wędkarze mówią jednym głosem, że jest zdecydowanie lepiej. Powiedz, jak to wygląda od Waszej strony.

Pracy jest naprawdę bardzo dużo. Były takie okresy, kiedy było bardzo ciężko, gdy sukcesy okupywaliśmy bardzo dużymi kosztami osobistymi. Był taki rok, że samych sieci ściągnęliśmy 711 sztuk. 1 stycznia 2002 roku wszystkie siatki ściągnięte w 2001 roku zwaliliśmy na kupę i publicznie spaliliśmy, aby wszyscy widzieli efekty naszych działań. Kiedyś z braku ludzi i środków tylko niszczyliśmy sieci, dziś czatujemy przy nich na kłusowników. Ta metoda bardzo ograniczyła ich możliwości. Zmieniła się również sytuacja ludzi parających się tutaj kłusownictwem, wielu z nich znalazło pracę, co też nie jest bez znaczenia. Nie zgodzę się jednak z twierdzeniem, że kłusownictwo jest związane tylko z biedą lub z ludźmi z marginesu społecznego. To wielka bzdura. Zatrzymywaliśmy np. nauczyciela, księdza, właściciela dużej polskiej firmy, którego stać było na legalne łowienie, a wolał kłusować trocie za pomocą kuszy podczas tarła. Jak z tego wynika, majątek i status społeczny nie mają większego znaczenia.


Wracając do zasiadek na kłusowników, zapewne pomaga Wam nowoczesna technika?
Od samego początku dysponowaliśmy własnym sprzętem, np. łącznością radiową (mamy swoją częstotliwość) i samochodem. Ale to nie sprzęt załatwia sprawę, tylko ludzie, a właśnie z ludźmi jest największy problem. Reasumując, technika nam pomaga, dobry sprzęt bardzo ułatwia pracę. Mamy w tym zakresie pewne pomysły, ale będę stale powtarzał, że nie będzie to możliwe bez zaangażowanych w sprawę ludzi. Czy wiesz, że najlepsi mają w ciągu roku po 500 i więcej godzin w terenie!


Pora na „gorący” temat, czyli jak widzisz dalsze losy Parsęty? Jest szansa, że to TMP będzie nią zarządzało?
Powiem szczerze, że sami mamy na to nikłe szanse, dlatego naszym partnerem w tym przedsięwzięciu jest Związek Miast i Gmin Dorzecza Parsęty i będziemy wspólnie się o to starać. ZMiGDP skupia 23 miasta i gminy, dzięki temu jest potężną siłą.


Zakładam, że gdy to się uda, będziecie się zajmowali także zarybieniami. Postawicie jakiś ośrodek zarybieniowy?
Nie. Jest przecież taki ośrodek w dorzeczu Parsęty. Nie zamierzamy zrywać współpracy z kimkolwiek, także z Polskim Związkiem Wędkarskim, jeśli będzie to z korzyścią dla rzeki. Liczę, że się dogadamy także w tym zakresie. Niestety, przepisy stanowią, że na miejsce ryb złowionych trzeba wpuścić inne. Bardzo ważne jest to, że wpuszczany narybek musi być potomstwem ryb miejscowych, pochodzących z naszego dorzecza, a nie od ryb z innych regionów. Dzięki temu uda się odbudować „moc” tutejszych troci, a jak wynika z zachowanych dokumentów, Parsęta byłą kiedyś drugą po Wiśle rzeką bałtycką pod względem wielkości tutejszej populacji troci wędrownej. Jeśli chodzi o łososie, to trzeba pamiętać, że było ich tu zawsze bardzo mało. To nie Drawa, to nie dopływy Wisły, gdzie tych ryb było znacznie więcej.

wolkowski3


Jest więc szansa, że Parsęta będzie pierwszą rzeką naprawdę w rękach wędkarzy – ludzi, którym na niej autentycznie zależy.
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to rzeczywiście będziemy pierwsi. Oczywiście, jeszcze raz podkreślam, we współpracy z innymi podmiotami. Wszystko po to, aby Parsęta stała się rzeką naprawdę dla wędkarzy, a nie tylko dla rybaków. W wielkim uproszczeniu problem z zarybieniami jest taki, że rzeka była zarybiana ze składek wędkarzy, a beneficjentami tego wszystkiego są rybacy morscy, którzy wyławiali to, co zostało wpuszczone na śródlądziu. Wędkarze też łowią i to niemałe ilości, ale jest to naprawdę drobnostka w porównaniu do tego, co trafia w sieci rybaków morskich. To się niestety nie zmieni, bo przepisy w Polsce mamy takie, a nie inne, a nas, wędkarzy, nikt nie bierze pod uwagę! Jeśli uda nam się w porozumieniu z samorządami przejąć zwolniony obwód na Parsęcie, to chcemy całkowicie przestawić gospodarkę w jej dorzeczu na turystykę kwalifikowaną, do której są tu świetne warunki. Rzeka przyciąga ludzi, którzy przyjadą i zapłacą nieraz duże pieniądze, i to nie tylko za licencje. Okoliczni mieszkańcy zarobią m.in. na noclegach, parkingach i wyżywieniu, zarobią także miejscowi przewodnicy wędkarscy. Tak to funkcjonuje na całym współczesnym świecie, gdzie docenia się znaczenie takich rzek jak Parsęta dla lokalnych społeczności i godziwie się na tym zarabia. Ale chcemy postawić nie tylko na wędkarstwo. Są tu świetne warunki do jeżdżenia rowerami, pływania kajakami, grzybobrania, plażowania i innych form wypoczynku.


Od niedawna już pełną parą funkcjonuje przepławka w Rościnie. Wprawdzie ona była „od zawsze” ale praktycznie dopiero teraz ruszyła na 100%. To też Wasza zasługa?
Tak i nie ukrywam, że gdyby nie ludzie, z którymi współpracujemy, byłoby trudno to przeprowadzić. Od lat mamy naprawdę bardzo dobre relacje z włodarzami miasta i powiatu białogardzkiego, a także z posłem na Sejm RP panem Stefanem Strzałkowskim, który zawsze nam pomagał. Przepławka w Rościnie to nasze najważniejsze osiągnięcie z ostatnich kilku lat. Udało się nam to głównie w wyniku współpracy ze Starostwem w Białogardzie, dzięki któremu w pewnym sensie „przymusiliśmy” właścicieli elektrowni w Rościnie, Spółkę ENERGA Wytwarzanie SA do dotrzymania warunków udzielonego im pozwolenia wodnoprawnego, m.in. budowy przepławki do końca 2013 roku, którą opiniowaliśmy już w 2009 roku! Co prawda w tym miejscu od dawna istniała i działała przepławka (była czynna przez cały rok) i dzięki niej ryby mogły przechodzić w górę rzeki. Niestety, miała wady, które utrudniały pokonywanie jej przez trocie, a jednocześnie była miejscem dogodnym do kłusowania. Obecna przepławka jest już w pełni nowoczesna. Kiedy w końcu (po terminie) zaczęła funkcjonować, okazało się, że jednak znów nie do końca wszystko jest w porządku. Otóż smolty troci, przez zaniedbania i złe zabezpieczenia, zaczęły się dostawać do mechanizmów elektrowni, gdzie ginęły przez zmiażdżenie. Na razie sytuacja wygląda tak, że ponownie wymusiliśmy na elektrowni zajęcie się także tym tematem i zamontowanie kraty o mniejszych oczkach. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Szczecinie nadal monitoruje, czy nic złego się nie dzieje, a jeśli sytuacja ze smoltami się powtórzy w tym roku, sprawą zajmie się prokuratura.


Skąd bierzecie na to wszystko środki?
Wszyscy działaliśmy i nadal działamy społecznie, a wszystko, co robimy, robimy za własne pieniądze. Finansowo pomagają nam osoby prywatne, firmy i samorządy Białogardu i Karlina. Od czasu do czasu realizujemy różne projekty związane z dofinansowaniem na konkretny cel, jak np. wspólnie z Federacją Zielonych GAJA ze Szczecina na doposażenie straży. No i mamy składki członkowskie. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego i w związku z tym jest możliwość, aby przekazać na rzecz Towarzystwa Przyjaciół Parsęty 1% podatku. W 2015 roku na koszty zakupu wyposażenia, umundurowania i samochodu nasze Towarzystwo wydało z własnej kasy około 30 tys. zł. Pieniądze są więc efektywnie wykorzystywane. Mamy obowiązek prowadzenia pełnej księgowości i rozliczania się z fiskusem oraz z Ministerstwem Pracy i Polityki Społecznej. Wszystko jest udokumentowane i przejrzyste.

wolkowski2


Ja oczywiście przyłączam się do Twojej prośby, bo ten 1% pójdzie na szczytny cel. Warto go przekazać, nawet jeśli nie jeździ się nad Parsętę, bo właśnie tutaj przeciera się szlaki dla innych.
Dziękuję. Jeszcze kilka słów o naszych osiągnięciach w 2015 roku. Otóż wybudowaliśmy trzy tarliska, jedno na Parsęcie, a dwa na jednym z jej dopływów. Efektywność tarła w tych miejscach przeszła nasze oczekiwania. Wyobraź sobie, że już w momencie sypania żwiru, czyli materiału na tarlisko, pojawiały się tam ryby, a przecież był to okres przedtarłowy. Takie działania to przyszłość, bo ryby z naturalnego tarła są bardziej odporne na choroby zakaźne trapiące „hodowlańce”. Oprócz tego zatrzymaliśmy na gorącym uczynku 17 kłusowników. Z tego, co wiem, najwięcej ze wszystkich siedmiu straży powiatowych działających przy PZW w Koszalinie.


Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia nie tylko w przetargu, ale w całej Waszej działalności. Tak trzymać, chłopaki!

 

Rozmawiał Paweł Mirecki
Fot. archiwum TMP