Majowe szczupaki wczoraj i dziś

Jeśli 1 maja, to wiadomo – czas na szczupaki! Dawno temu rokrocznie ten dzień był dla mnie świętem, a cały maj – jego kontynuacją. Czasy się zmieniły, z nimi sprzęt i przynęty, ale nadal mam sentyment do majowych wypadów na cętkowane drapieżniki.

otwarcie

Odkąd pamiętam, ten dzień był dla mnie i dla mojego ojca faktycznym początkiem sezonu wędkarskiego. Odliczałem do niego najpierw dni, a potem godziny. Wówczas, gdy szczupaków była w Polsce wielka obfitość, pakowaliśmy garść błystek i wyruszaliśmy na pierwszomajowe zębacze, najczęściej na starorzecza Bugu. Tam nasze blaszki prowadziliśmy między grążelami i wynurzającymi się z wody innymi roślinami.
Teraz to wszystko jakoś zaginęło, ta specyficzna atmosfera i „ceremoniał” rozpoczęcia sezonu. Nic w tym dziwnego, gdyż tzw. sezonu praktycznie nie kończę i łowię cały rok. Na dodatek, z racji częstych wyjazdów zagranicznych na szczupaki czyham już na przełomie marca i kwietnia (oczywiście w Szwecji, gdzie jest to dozwolone tamtejszymi przepisami). Gdzieś z tyłu głowy tkwi jednak jak gwóźdź to, że to maj kojarzy mi się ze szczupakami i kropka, tyle że zmieniło się wszystko – od łowisk po przynęty.
Teraz w Polsce łowię szczupaki głównie ze środków pływających na wodach jezior czy zbiorników zaporowych. Kusi mnie jednak, aby jak za dawnych czasów stanąć sobie na brzegu między trzcinami i łowić, brodząc. I gdy tylko brzeg jeziora temu sprzyja, pakuję się w trzcinowisko. Okazów w ten sposób nie łowię, ale frajda i tak jest niesamowita. Długa wędka, lekko (3–10 g) uzbrojona guma prowadzona zygzakiem między trzcinami i można zacząć rozkoszować się istnym spektaklem. A widać wszystko – ataki szczupaków, jak się do nich ustawiają, jak się spływają z okolicy. Takie łowienie niemal „na widzianego” jest bardzo ekscytujące, ale – co zrozumiałe – mało wydajne. Chcąc złowić coś większego, muszę już skorzystać ze środka pływającego. Majowe łowienie szczupaków rządzi się swoimi prawami i zasadami. A zatem, co zrobić, aby w maju złowić dużą rybę w przełowionych wodach? Po pierwsze – znaleźć dobre miejsce, po drugie – uzbroić się w cierpliwość, a po trzecie – zastosować odpowiednią przynętę.
Jeśli chodzi o miejscówki na szczupaki, tu nie da się napisać nic nowego ani odkrywczego. Jakie zatem są najlepsze miejscówki na szczupaki? Szukamy płytkich części jeziora, blatów, wypłyceń, zatok z grążelami. Woda musi być nasłoneczniona, a przez to cieplejsza. Nawet najprostsza echosonda ma funkcję pomiaru temperatury wody. Tym, którzy z sonaru nie korzystają, pozostaje stary sprawdzony sposób, czyli termometr na sznurku. Wyniki pomiarów pozwalają się przekonać, jak zmienia się temperatura wody w zależności od nasłonecznienia i wiatru. A wystarczy różnica 1°C, aby wiosną zarówno białoryb, jak i drapieżniki gromadziły się tam, gdzie jest cieplej. I co ważne, aby szczupaki były aktywne. Nie migrują one zbyt chętnie, ale ich wiosenna aktywność zdecydowanie wzrasta nawet przy nieodczuwalnym dla nas wzroście temperatury wody.
Dlaczego polecam takie miejsca? Bo szczupak, któremu wzrost temperatury podkręcił metabolizm, który zaczyna się ruszać, staje się głodny i agresywny. A tak się składa, że gromadzi się tam także wspomniany już białoryb. W maju większość gatunków jest już po tarle, ale nadal przebywa w okolicy tarlisk. A na dodatek jest tam już wylęg, czyli posiłek dla okoni, płoci czy wzdręg. Te zaś są pożywnym pokarmem dla zębaczy.

TRA Trudne szczupa

Szczupacza sztuka kochania

Jeżeli chodzi o tarło, to te największe samice, składające najwięcej ikry (a przez to najcenniejsze, wymagające bezwzględnej ochrony) nie zawsze trą się w tym samym czasie co mniejsze, a poza tym często składają ikrę na raty. Taka samica w towarzystwie dużo mniejszych samców płynie sobie wzdłuż trzcinowiska i co kilkadziesiąt metrów składa ikrę, po czym rusza dalej, aby założyć kolejne gniazdo. Gdy jednak nastąpi gwałtowne ochłodzenie, cały proces może zostać zawieszony do czasu ponownego ocieplenia się. Dlatego bywa, że jeszcze w maju stare samice składają ikrę. Natura właśnie w ten sposób walczy z charakterystycznym dla tych drapieżników kanibalizmem, bo gdyby taka masa ikry została złożona w jednym miejscu, to małe szczupaczki powyżerałyby się nawzajem jeszcze zanim zdążyłyby podrosnąć.
Po tarle samica nie kwapi się do opuszczania płytszych akwenów jeziora. Wciąż trzyma się płycizn, a przy niej nadal kręcą się mniejsze szczupaki, bo nie ma gwarancji, że samica zakończyła tarło i być może nadal będzie potrzebne polanie ikry mleczem. I teraz ciekawostka: samica w przerwach między poszczególnymi „miotami” może poczuć głód i zakąsić jednym z samców. Gdy definitywnie zakończy składanie ikry, zabiera się do nich już na dobre. W tym miejscu niejeden z Czytelników mógłby zapytać, po co kolejny raz pisać o czymś, co jest od dawna znane? Dlatego, że jest to niezbędne wprowadzenie do tematu wielkości i koloru przynęty, bo w pudełku spinningisty nie może zabraknąć wabików imitujących szczupaka, a wielu wędkarzy nadal traktuje to wszystko jako interesującą co prawda, ale bajkę. Tymczasem ma to przełożenie na praktykę. Istnieje teoria, że idealna wielkość ofiary szczupaka to 10% jego masy ciała. Innymi słowy, szczupak 5-kilogramowy najchętniej by zakąsił ofiarą 0,5-kilogramową, „dycha” – 1-kilogramową. Nie zachęcam w tym miejscu do aż tak ekstremalnego łowienia, piszę o tym, aby uświadomić niektórym, że ich obawa – bardzo powszechna w Polsce – przed stosowaniem dużych przynęt jest pozbawiona podstaw. A stale pokutuje u nas opinia, że skoro w wodach brakuje dużych szczupaków, to trzeba stosować małe błysteczki, gumeczki i woblerki... Tymczasem, aby łowić skutecznie duże sztuki, warto mieć przynęty w przedziale 10–25 cm. Rodzaj wabika wybieramy na podstawie znajomości wody i tego, co się w niej aktualnie dzieje. Gdy szczupak żeruje na płotkach, wtedy nie ma sensu łowić na imitacje szczupaków. Ale gdy któryś kolejny raz wyciągamy małego szczupaczka, wymiarowego lub nie, warto pomyśleć o zastosowaniu właśnie takiej szczupakopodobnej przynęty, bo może się tam czaić także duża samica, która po miłosnych harcach ma ochotę na zakąskę z niedawnego partnera. I zgodnie z zasadą oszczędzania energii nie będzie się uganiać za 10 maluchami, skoro ma okazję zjeść raz a dobrze, choćby właśnie naszą, solidnych rozmiarów przynętę. 

TRA Trudne szczupaki

Sprzęt

W ostatnich czasach na łódź zabieram ze sobą 2 wędki na szczupaki. Pierwszy spinning na szczupaki to solidny „cast”, mocny kij przeznaczony do multiplikatora i dużych, ciężkich jerków lub największych gum. Plecionka – 0,20 mm. Ten zestaw pozwala mi śmiało łowić między trzcinami i wyrywać spomiędzy nich przynęty bez obaw o straty. Wielu wędkarzy, zwłaszcza początkujących jerkowców, skarży się jednak na częste splątania przyponów. Rozwiązanie jest proste: przypon tytanowy. Jest sztywny i nieplątliwy, a przy tym praktycznie niezniszczalny. Druga wędka to klasyczny szczupakowy spinning nie dłuższy niż 2,4 m, o ciężarze wyrzutu do 40 g i szybkiej akcji z kołowrotkiem załadowanym plecionką o średnicy 0,16 mm.

Najlepsze przynęty na szczupaki i technika łowienia

Przynęty na szczupaki to temat rzeka, na poruszenie którego jednak czeka wielu z Was. Dlatego nie obejdzie się i bez omówienia garści wabików, które mogę z czystym sumieniem polecić na duże „krajowe” szczupaki.
Do jerkówki numerem jeden w ostatnich sezonach jest dla mnie Salmo Sweeper. Jest to przynęta typowa na płytkie wody; 1–2,5 m jest dla tego wabika głębokością optymalną. Polscy wędkarze łowią głównie na wersję 10-centymetrową, najmniejszą z czterech. Ja łowiąc w kraju, wolę dwie średnie wielkości, 12 i 14 cm, wolno tonące. Kolory to naturalne barwy płoci i szczupaka. Prowadzenie jest bardzo proste. Na sztywnym kiju wykonujemy krótkie podszarpnięcia z równoczesnym zwijaniem plecionki. Między szarpnięciami muszą koniecznie być również krótkie pauzy, w czasie których kontrolowany jest luz linki. Należy pozwolić przynęcie się ślizgać na boki (podszarpnięcia), a w momencie pauzy opada ona swobodnie, bardzo powoli, migocząc bokami. I właśnie wtedy jest najwięcej brań. Nie w czasie ślizgów, tylko w opadzie! Łowiąc na płytkiej wodzie, wykonuję ruchy kijem w górę, a na głębszej – w dół.
Moja druga przynęta do jerkówki to Salmo Slider. Jest to wabik „idiotoodporny”, będzie bowiem łowił szczupaki poprowadzony w każdy, choć w miarę sensowny sposób, z równomiernym zwijaniem włącznie. Używam modeli w barwach okonia i okonia fluo (żarówiasty) w rozmiarze 10 cm. Gdy szczupaki nie są zbyt aktywne, sięgam po tzw. patriotę, czyli biało-czerwonego. Sliderem łowię na wodach głębszych niż Sweeperem, 1,5–3,5-metrowych. Nie tylko w trzcinowiskach, ale i na zarośniętych blatach.
Do drugiej wędki zakładam przede wszystkim gumy. Tu trudno polecić coś, co byłoby idealnym wabikiem. Łatwiej już byłoby wskazać coś, co jest złe, bo takie przynęty są w zdecydowanej mniejszości, stanowiąc ok. 10% sklepowej oferty. Mogę za to wymienić gumy, które sam stosuję i ich skuteczność z czystym sumieniem gwarantuję. To nie oznacza, że wszystkie inne są „złe”. Po prostu ja używam właśnie takich. A zna je chyba każdy, kto regularnie śledzi moje publikacje. No dobrze, zapewne są też tacy, którym to umknęło. A zatem zacznę od klasyków. Są to ripper Mann’s perła z czarnym grzbietem, Bass Assassin fluo (kość słoniowa) z czerwonym ogonem i Dragon Lunatic perła z niebieskim grzbietem. Odkryciami ostatnich sezonów są natomiast duży Keitech Swing Impact w naturalnych barwach i buraczkowy Easy Shiner oraz kopytko Berkley Pulse Shad malowane na okonia. I wreszcie największy model Dragon Jerky. I tyle o gumach.

TRA Trudne szczupaki HD.mov

Czeburaszka i inne rozwiązania

Nie ma sensu się nad nimi za bardzo rozpisywać, bo i tak to nie sama guma decyduje o sukcesie, ale jej uzbrojenie i podanie. Jeśli chodzi o ciężar, to skuteczniejsze są lżejsze ciężarki niż cięższe, bo lekka główka daje lepszą pracę gumy i wydłuża opad. Mamy więc ciekawszą prezentację przynęty. Jeśli zaś chodzi o długość haka, to lepszy jest za krótki niż za długi. Wielu wędkarzy wierzy w bajkę, że długi hak poprawia skuteczność zacięcia w przypadku małego szczupaczka, który obcina ogonek rippera. Zbroją więc owe rippery hakami tak długimi, że sięgającymi niemal płetwy ogonowej. A tymczasem szczupak i tak atakuje taką gumę w poprzek. Długi hak w niczym nie pomaga, a tylko usztywnia przynętę i gasi jej pracę. Odwrotnie wpłynie na nią krótki hak; nie stłumi pracy i na dodatek nie utrudni zacięcia. Reasumując, lepiej lżej i krócej niż ciężej i dłużej.
Ale to nie wszystko. Hitem ostatnich sezonów jest łowienie na czeburaszkę. Nie wszystkie gumy się do tego nadają, ale warto próbować, nawet gdy trzeba to i owo zmodyfikować, ustabilizować. Na przykład gumy typu płotka (takie jak ripper Mannsa), płaskie i wąskie, należy dociążyć, wklejając odrobinę ołowiu w brzuszek. Dzięki temu podane na czeburaszce nie będą się wykładać na boki. A wysilić się warto, bo przegub czeburaszki sprawia, że przynęta ma o wiele ciekawszą, bardziej swobodną pracę. Łowienie na czeburaszkę to coś, co warto rozważyć.
Kolejnym wartym uwagi rozwiązaniem jest hak offsetowy. Takie zbrojenie pozwala przeciągać gumę przez największe zarośla bez obawy o zaczep. Brań jest dużo, ale z zacięciem może już być kłopot. Ratunkiem jest zastosowanie bardzo sztywnego kija i na dodatek plecionki oraz cięcie z zamachem, z dwóch rąk, tak jakbyśmy robili zamach kijem bejsbolowym. Tylko dzięki temu grot haka będzie w stanie przebić się przez gumę i z odpowiednią siłą przebić pysk ryby (mimo wszystko zdarzają się puste zacięcia).

I na koniec wahadłówka na szczupaki

Choć używam najnowocześniejszych przynęt, to zawsze jadąc na szczupaki, zabieram kilka lekkich, wykonanych z blachy 0,8–1,5-milimetrowej wahadłówek. Gdy zawiodą jerki i gumy, sięgam właśnie po nie. Prowadzone w opadzie lub wolno zwijane nieraz już uratowały mój wędkarski honor. Oczywiście nie zawsze są równie skuteczne. Generalnie wszystkie trzy rodzaje przynęt są dobre w określonych warunkach. Jakie to są warunki, wiedzą zaś tylko ryby. Wędkarz może jedynie próbować dopasować przynętę do ich bieżących upodobań. Raz ryby będą brały na jerki, drugi raz na wahadła, a innym razem tylko na gumy. I na tym polega dla mnie urok wędkarstwa spinningowego, że trzeba stale kombinować. Gdybym jadąc nad wodę, od razu wiedział, co będzie skuteczne, łowienie straciłoby dla mnie swój urok.